Gra jest strasznie trudna i wymagająca, ale uczy cię grać. Po pokonaniu Ornsteina i Smougha (po chyba 2 godzinach podejść), już tylko Artorias sprawił mi problem. Moje reakcje były dużo szybsze i wiedziałem dokładnie, w którym momencie muszę uderzać, w którym unieść tarczę, a w którym ją opuścić. Co nie znaczy, że nie ginąłem. Przeciwnie. Ale większe problemy miałem ze zwykłymi przeciwnikami niż z bossami. Zacząłem grę jako pyromancer, a skończyłem jako czołg w ciężkiej zbroi płytowe, z olbrzymim mieczem w jednej ręce. Nie pamiętam kiedy jakaś gra sprawiła mi aż tyle satysfakcji z przejścia.
Dla mnie chyba dwóch najtrudniejszych bossów to Czarny Smok Kalameet (na szczęście w końcu go załatwiłem i dostałem miecz z jego ogona) i Łoże Chaosu.